Sezon polowań zbiorowych w pełni.

Przełom listopada i grudnia to czas, w którym polujemy praktycznie na wszystkie dostępne gatunki, jakimi darzy knieja, pola i wody. Stąd też myśliwi Olsztyńskiej Kniei nie próżnują i każdy weekend spędzają na wspólnych łowach – polują, ale też spędzają wspólnie czas podtrzymując łowiecki obyczaj i tworząc koleżeńską atmosferę…

 

W kalendarzu polowań zbiorowych są takie daty, które zajmują w nim miejsce szczególne. Dwie z nich zarezerwowane są polowaniom szczególnie uroczystym: Hubertowskiemu, które w naszym Kole miało miejsce 5. listopada oraz Wigilijnemu, na które zapraszamy już za trzy tygodnie – 17. grudnia!

Obok tych uroczystych łowów w moim sercu szczególne miejsce ma też pierwsze zbiorowe polowanie na pióro, bo rozpoczyna czas, kiedy w knieję jedziemy wspólnie – polować i bajdurzyć na pace podwozów między kolejnymi miotami…

 

Jednak w naszym Kole możemy – a raczej powinniśmy – dodać jeszcze jedną unikalną datę. Jest to data polowania na zające! Bo stan szaraka w obwodzie 109 pozwala nam wspólnie ruszyć za filipem kryjącym się gdzieś na miedzy, czy pod świerkiem na brzegu lasu!

Wydawać się może, że polowanie na zające nie powinno budzić wielkich emocji. Bo co to za polowania, gdy na pokocie mamy zaledwie kilka szaraków. Ale jeżeli uświadomimy sobie, że polowań na zające nie było w kalendarzu przeszło dwadzieścia lat, to każdy pokot jest czymś wyjątkowym, a te ciężko wypracowane redukcją drapieżników kilka szaraków jest cenniejsze niż cały karawan kotów polowanych w latach sześćdziesiątych, czy siedemdziesiątych.

Jak wyjątkowy to dzień w myśliwskim kalendarzu pokazuje także znaczna ilość łowców, którzy zechcieli wyciągnąć z szafy śrutówki i ruszyć na zające. Mnie osobiście cieszy przede wszystkim fakt, że w sobotnim polowaniu udział brali nie tylko młodzi myśliwi, ale przede wszyscy Nemrodzi naszego Koła, którzy wspominając niegdysiejsze łowy nie oparli się magii polowań na gacha i zaszczycili nas swoją obecnością!

 

Pogoda do polowania w sobotę była wymarzona. Od tygodnia utrzymywała się pokrywa śnieżna, która jest wręcz wymarzonym anturażem takiego polowania. Do tego delikatny mróz, zupełny brak wiatru i słońce nieśmiało przebijające się przez chmury. Nic więcej nie trzeba… no może jeszcze pokotu, ale jak wiadomo to już sprawa związana z przychylnością św. Huberta.

Na zbiórce przy Schronisku w Kochanówce stawiło się 17 myśliwych i 10 naganiaczy, którzy uzbrojeni z kołatki i jeden nieprzewidziany instrument (o którym w swoim czasie) mieli zadbać, by „filip wyskoczył”, choć nie przewidywano by zgodnie z powiedzonkiem czynił to „z konopi”, a raczej z młodnika lub miedzy!

Po odprawie, omówieniu zasad bezpieczeństwa, wskazaniu ilości i miejsc branych miotów z niecierpliwością ruszyliśmy na łowy. Zniecierpliwienie wiązało się nie tylko z chęcią polowania, ale także z faktem iż o 14 zaczynał się kluczowy mecz Reprezentacji Polski z Arabią Saudyjską na Mundialu w Katarze i wielu chciało to spotkanie zobaczyć…

 

Już pierwsze pędzenie wiele wyjaśniło. Po pierwsze to, że szaraki tego dnia będą, gdyż żwawo uchodziły płoszone przez naganiaczy. A po drugie pierwsze oddane strzały dały pewność, że i przygotowane medale nie będą tego dnia bezpańskie.

Efekty? Dwa pudła kol. Piotra Reichla, zając upolowany przez Andrzeja Anielskiego, a przede wszystkim dublecik – filip i mykita – strzelony przez ulubieńca św. Huberta Zenka Zduniaka!

Kolejny miot na Łabnie przyniósł kolejne strzały i kolejne koty do pokotu. Atmosfera z minuty na minutę robiła coraz weselsza, bo wspólny czas zawsze dobrze nastraja, a strzelone zające były dodatkową nagrodą za wysiłek polowania na białych, ale wciąż niezamarzniętych polach.

 

W połowie polowania – co zaczyna być naszym kołowym zwyczajem, choć tradycyjnie jest jednym z najstarszych elementów zbiorowych łowów – przyszedł czas na posiłek. Posiłek, który nie tylko krzepki, rozgrzewa, ale pokazuje, że naszym celem nie jest tylko spełnienie łowieckiej pasji, ale także podtrzymanie tradycji i kultury polskich łowców.

W sobotę przy ognisku mieliśmy przyjemność posilić się bigosem przygotowanym przez Mariusza Piotrowicza, w którym nie tyle co pyszna kapusta, ale jelenina, białe kiełbaski i grzyby robiły robotę. [Mamy nadzieję, że będziemy mieli więcej sposobności, aby choć symboliczną przerwą na posiłek przerywać łowy pokazując naszą etykę i przywiązanie do tradycji].

Po posiłku kontynuowaliśmy łowy. W efekcie zakończyliśmy polowanie na 7 miotach, w których udało się nam upolować 6 zajęcy i lisa.

 

Zakończenie polowania dało wiele satysfakcji. Pokot może i niewielki, ale jakie inne koło w naszej okolicy ma choćby możliwość polowania na zające. Szczęśliwcy, którym udało się upolować zająca wiedzieli, że będzie stanowił ozdobę świątecznego stołu. Nemrodzi mogli spędzić dzień i dzielić się z nami wspomnieniami o dawnych polowaniach na zające. Po oddaniu honorów zwierzowi spotkaliśmy się przy ognisku, przy pieczonych kiełbaskach i dalej żywo wymienialiśmy wrażenia z wspólnego polowania. Dopiero po pewnym czasie ktoś wspomniał, że trwa mecz i żeby sprawdzić wynik. Ale przy tak miłej atmosferze nawet Mundial spadł na drugie miejsce, a może i dobrze bo zaoszczędziło to myśliwcom nerwów. [Ja sam znając wynik meczu przed wyjazdem przyznam, że o fakcie obrony karnego przez Wojtka Szczęsnego ze zdziwieniem dowiedziałem się dopiero wieczorem].

Tak więc listopadowe polowanie na zające za nami. Ale z nieskrywaną satysfakcją i rosnącym napięciem już dziś zapraszamy na grudniowe polowanie na zające – tym bardziej, że będzie to Polowanie Sylwestrowe!

Paweł Błażewicz

 

PS1 No i z kronikarskiego obowiązku wspominam, że wspomniany wyżej pierwszy miot ustalił właścicieli medali. Królem polowania został Zenek Zduniak (i to jest Jego drugie królewskie polowanie z rzędu!). Wicekrólem łowów został – Andrzej Anielski, który przy równych wynikach pozyskał zająca jako pierwszy. Natomiast miano „najlepszego hodowcy zajęcy” zgarnął Piotr Reichel, który jak powszechnie wiadomo uczynił to tylko po to, by mieć pamiątkę z pierwszego  polowania na zające na jakim byłw XXI wieku.

PS2 Obiecałem też małą opowieść o „instrumentarium” naganiaczy. Większość z nich wyposażona była w klasyczne kołatki, których miarowy terkot nie tylko wypędzał szaraki, ale z narastaniem podnosił adrenalinę myśliwych. Jednak jeden z naganiaczy wyposażył się… w garnek, o który walił przyniesioną chochlą. Przyznam, że kołatki i „pobite gary” wywarły na mnie nie tylko wielkie wrażenie, ale także dały powód do żartów. Nie wiem bowiem, czy obecni zauważyli (a nieobecnych informujemy), że w pierwszym miocie po posiłku nasz „garnkowy” nie tłuk w swoje naczynie… Zachodziło nawet podejrzenie, że z tego względu, iż do gara zapakował resztkę pysznego bigosu 😉

PS3 Korzystając z okazji chciałem serdecznie podziękować kol. Mariuszowi Piotrowiczowie, Szymonowi Demkowskiemu i Michałowi Krechowi za świetne przygotowanie polowania na zające.

PS4 Natomiast korzystając z okazji gratuluję też kolegom Andrzejowi Anielskiemu i Jarkowi Trusiakowi za równie profesjonalne przygotowanie polowania pędzonego w obwodzie 141 w dn. 19 listopada. Niestety nie miałem sposobności opisać tego szerzej, gdyż polowałem tego dnia w gościnie w KŁ Dzik Orneta, ale polowanie przebiegło wzorowo i dało satysfakcję uczestnikom. W telegraficznym skrócie można je opisać w sposób następujący: pogoda była wymarzona – iście zimowa, na posiłek był żurek leśny i barszczyk, oddano jeden strzał, padła jedna koza – królem tradycyjnie Zenek.

Darz Bór do zobaczenia w kniei