Nadszedł grudzień… I to nie byle jaki grudzień!
Sypnęło śniegiem, a lekki mróz utrzymuje się także w ciągu dnia.
To wręcz wymarzona pogoda, aby polować zbiorowo. My w Olsztyńskiej Kniei mamy jednak okazję doznać łowów wręcz królewskich, jakim w dniu dzisiejszym jest możliwość polowania na zające.
Tak właśnie, polowanie, które jeszcze kilkadziesiąt lat temu stanowiło podstawę wspólnych zimowych łowów teraz uchodzi za rarytas i budzi zainteresowania równie wielkie jak łowy na zwierzynę grubą. Nie może to jednak dziwić, bo zimy już nie takie jak kiedyś i śnieg nie utrzymuje się zbyt długo. Także krajobraz zmienił się bardzo. Coraz mniej wokół nas krajobrazu, który składa z szachownicy niewielkich poletek poprzecinanych licznymi miedzami i upstrzonych śródpolnymi remizami. A i akcja szczepień drapieżników przyczyniła się do wzrostu ich populacji, a co za tym idzie negatywnie odbiła się na populacji szaraków.
[…]My jednak taki piękny i niezmieniony od lat krajobraz mamy. Obwód 109 jest wręcz książkowym przykładem typowego warmińskiego krajobrazu. Od długiego czasu prowadzimy też sukcesywną redukcję drapieżnika, która skutkuje rosnącą populacją zająca inwentaryzowanego w łowisku. Nie dziwi więc, że św. Hubert wyprosił to, żeby myśliwi Kniei polowanie na zające mieli po białej stopie.
Na zbiórce stawiło się 24 myśliwych gotowych ruszyć w pole za filipem, który wyskoczy z konopi, czy śródpolnej miedzy. Humory dopisywały, a duża ilość myśliwych dawała niezbyty dowód, jak atrakcyjne i wytęsknione są polowania na zające w pięknej zimowej scenerii. [Znaczna ilość gości podkreślała tylko, jak wielkie szczęście mamy mogąc już trzecie sezon ponownie polować na zające].
Pędzenia tradycyjnie zaczęliśmy od Łabna. Rozchodząc się widzieliśmy i uchodzące kozy z koźlętami i pierwszego szaraka… Niestety ten poruszony rytmicznym brzmieniem kołatek i grzechotek „pewny” miot nie przyniósł żadnego strzelonego szaraka. Na szczęście już w pierwszym miocie Rafał Gudowicz strzelił przecherę, czym zapewnił pokot i pierwszego pretendenta do medali… W kolejnych miotach już było lepiej – strzały i pierwsze szaraki… ale najważniejsze, że humory dopisywały i atmosfera była doskonała.
Najciekawszy miot odbył się „na Pupkiewiczu”. Pewnie dlatego, że zaraz po jego zakończeniu miała być przerwa na posiłek. W miocie Mariusz Pupkiewicz i Adam Ratajczak pozyskali po dwa zające, a do pokotu dołączono także kolejnego rudego drapieżnika.
Zgodnie z decyzją prowadzącego polowanie po miocie zarządzono przerwę na posiłek. Było zatem ognisko, była zupa gulaszowa, ciasto i herbata. Wszystko smaczne, wszystko zjedzone! A do tego kolejny czas na rozmowy, żarty, wspominki…
Po posiłku kolejne mioty. Ponieważ efekty rosły z każdym pędzeniem samochód Krzyśka Wojsiata zaaranżowaliśmy na prowizoryczny karawan. Co prawda nie wyglądał on tak okazale jak w latach siedemdziesiątych, gdy pokot liczył do 70 kotów. My na naszym położyliśmy 11 (i dwa listy), ale nasza radość z całą pewnością nie ustępowała radości naszych nemrodów…
Po powrocie na Domek Wichrowski – pokot, którym daliśmy sposobność do pożegnania się z knieją i drapieżnikom i szarakom.
Królem polowania został Adam Ratajczak, dla którego to polowanie było pierwszymi łowami na zające. Wicekrólem został Mariusz Pupkiewicz. Niestety prowadzący to polowanie Mariusz Piotrowicz – zrobił wszystko, aby medal króla pudlarzy zabrać ze sobą do domu 😉 [Mariusz prosimy bądź lepszy dla kolegów i podziel się czasem J J].
Dzień był świetny. Mrozik lekki i jedyne czego można było chcieć więcej to nieco więcej słońca. Ale to kwestia marginalna.
Dla mnie osobiście wielkim sukcesem był fakt, że zebrało się 24 myśliwych. Cieszy mnie też to, że polowali z nami i nemrodzi naszego koła, którzy chętnie dzielili się wspomnieniami dawnych łowów na zające, jak i fakt, że byli z nami rzadko widziani koledzy…
No i na koniec – dziękując za obecność i organizację łowów – w imieniu Zarządu zapraszamy na Sylwestrowe Polowanie na Zające w dniu 30. grudnia.
Paweł Błażewicz