Sezon polowań zbiorowych w pełni, więc tekst o kolejnej zbiorówce nie byłby niczym wyjątkowym, gdyby nie chodziło o… polowanie na zające!

Tak! w Naszym Kole od trzech sezonów mamy znów wielką przyjemność polować zbiorowo na zające w obwodzie 109. Jest to możliwe dzięki wysokiemu zaangażowaniu myśliwych w redukcję drapieżników, sprzyjającym warunkom terenowym oraz zachowaniu tradycyjnej formy upraw rolnych w okolicach Lidzbarka.

To prawdziwy powód do dumy, że myśliwi z Kniei doprowadzili do tego (gdyby było takie słowo można było napisać, że wygospodarowali sobie), że gdy Nowy Rok jest praktycznie o zajęczy skok mogą wyjść na pole by przy rytmicznym – wręcz magicznym – dźwięku kołatek zapolować na „kota”, „gacha”, czy „filipa”… wszak odradzanie się polowań zajęczych musi przyczynić się do odrodzenia się gwary w zakresie polowań na zające.

 

Rozpoczęcie polowania zaplanowano tradycyjnie przy Domku Wichrowskim, który tym razem przywitał nas nie gwarem poranka, a rusztowaniem. Rozpoczął się bowiem remont, do którego zobowiązało się Nadleśnictwo w ramach zawartej nowej umowy dzierżawnej. Nie miało to jednak żadnego wpływu na nasze całodzienne plany.

Szybka zbiórka pod kapliczką. Odprawa myśliwych i naganiaczy. Zapowiedź 11 zajęczych miotów… i w drogę.

W czasie rozprowadzania pierwszego miotu na podlidzbarskich polach powitały nas rudle saren. Humory więc dopisywały – zwierz zaobserwowany uprawnia przecież do uznania polowania za udane. Jednak na sarnach się nie skończyło – w miocie były też zające. Jednak tym razem zdecydowanie szybsze niż myśliwi i bardziej zdeterminowane niż kołatający naganiacze.

W kolejnych miotach też były zające, choć do położenia pierwszego gacha musieliśmy chyba czekać do 4 pędzenia w okolicach Kraszewa. Był to miot o tyle ciekawy, że w momencie opuszczania busa przez myśliwych przez pobliskie pole (stanowiące obszar miotu) przedzierał się przechera. Oczywiście gdy tylko dostrzegł ubrane w jaskrawe ubrania „zagrożenia” czmychnął czym prędzej unikając starcia między cztero- i dwunożnym łowcą. Tym razem… Otóż kol. Mariusz Pupkiewicz był tak uprzejmy i oficjalnie poinformował rudzielca, że na tę okolicę ich dwóch (lis i myśliwy) to zbyt wiele i zrobi wszystko, by wskazać kto jest najlepszym łowcą na w okolicach Kraszewa. Sądzę, że zobowiązanie do lisiury dotarło, gdyż po miocie, gdy tylko myśliwi zmienili miejsce polowania, dało się słyszeć, że rudy w stresie mści się i zapewne dławi szaraka…

Okazało się, że pierwsze dźwięki szczęśliwego łowcy (lisa) były dobrą wróżbą także dla myśliwych. W tym bowiem miocie wykorzystując swoje polne doświadczenie pierwszego zająca położył kol. Sławek Urbański. Od tej pory łowy nabrały rumieńców i w każdym kolejnym miocie ktoś strzelał filipa…

W sumie w czasie polowania odbyliśmy wszystkie 11 miotów. Udało się wypłoszyć 24 zające, a na pokocie położyć 6 z nich. To wynik jak na nasze lokalne warunki bardzo dobry i mamy nadzieję, że z każdym sezonem będzie tylko rósł.

Mając 6 gachów na karawanie wracający na Domek Wichrowski myśliwi stanowili chyba najbardziej rozbawiony karawan w powiecie. Humory dopisywały…

Na zakończenie pokot, w którym uhonorowaliśmy strzeloną zwierzynę. No i miłe spotkanie przy ognisku z niezastąpioną kiełbaską ogniskową w ręku.

red. Paweł Błażewicz

p.s. Nasz przesympatyczny autor tej relacji znany już ze świetnego pióra (na miniaturce) korzystając z okazji tego niezwykle udanego polowania, wytrwale szkolił swego partnera – dzielnego Homera, który w genach ciętość ma i koncentrację na zającach wykazał. 

p.s.2. Dawno już tak dobrej atmosfery nie doświadczyłem na polowaniu, w którym gwar żartów i opowieści wypełniały karawan przez cały dzień, a prowadzący uśmiechnięty od ucha do ucha Mariusz Piotrowicz wspólnie z Szymonem Dymkowskim pokazali co to znaczy dobrze przygotować polowanie, GRATULACJE !!! [Redakcja]