Hubertus jakiego nie będzie … miejmy nadzieję tylko w tym roku !

Na 3-go listopada przypada wspomnienie Świętego Huberta – patrona myśliwych i jeźdźców. Jest to także jeden z najdonioślejszych i najbardziej podniosłych momentów w roku, w którym uroczyste łowy rozpoczynają sezon polowań zbiorowych.

Hubertus to dzień pełen magii, podniosłej uroczystej atmosfery, a przede wszystkim spotkań stęsknionych za swoim towarzystwem myśliwych. Wyjątkowy moment, gdy na równi z polowaniem liczy się rodzinna atmosfera, w której doświadczeni nemrodzi są w stanie przekazać młodym adeptom myślistwa swoje doświadczenie i niepisaną tradycję przekazywaną w Kole. Z wyjątkowością Hubertusa równać może się tylko Polowanie Wigilijne równie mocno przepełnione symboliką jedności człowieka i natury oraz pełne ciepłej rodzinnej atmosfery.

Mojego pierwszego Kniejowego Hubertusa pamiętam dokładnie. Było to dla mnie – jako stażysty – wielkie przeżycie. Wielkie łowy w ambonowym systemie skandynawskim, podniosła atmosfera, płonące pochodnie i ci wszyscy myśliwi, których chciałem poznać, no i zaprezentować się z dobrej strony.

Sygnał „Apelu na łowy” rozpoczął przygotowania do polowania. Myśliwi rozjechali się, aby zająć miejsca na wyznaczonych im zwyżkach. Naganka, której byłem częścią także się przygotowywała: odblaskowe kamizelki dla naganiaczy i psów, odprawa i w drogę… Moją grupę prowadził Sebastian Górecki, a jej dobrym duchem była Żona Waldka Ostrowskiego. O umówionej godzinie rozpoczęliśmy pędzenie miotu. Moja miotowa drużyna dwa wachtle – Aria Leśna Brygada i Łoli od Walczaka – ruszyły w las. Sam już nie wiem, czy to podniosłość hubertowskich łowów im się udzieliła, czy delikatny stres debiutantów na polowaniu zbiorowym. Jedno jest pewne. Pracowały poprawnie, głosząc zwierza!

Pamiętam dokładnie smak kanapki w przerwie pędzenia i słodko-kwaśny smak herbaty z miodem, który od tego momentu jednoznacznie kojarzy mi się z polowaniem i bez, którego nie wyobrażam sobie wyjazdu w łowisko.

W południe, gdy skończyło się polowanie wyszliśmy wprost na stanowiska myśliwych. Pamiętam radość Rafała Gudowicza, któremu św. Hubert podarzył łanią i cielakiem. Do dziś mam przed oczami sprawność organizacyjną łowczego – Marka Wagnera oraz Waldka Iwaszko, którzy sprawnie kierowali działaniami związanymi z podniesieniem zwierza.

Powrót do Domku Wichrowskiego był przepełniony gwarem opowieści i pierwszych wrażeń. Uroczysty pokot – hołd oddany zwierzynie – sygnały pięknie zagrane przez Jarka Parola, wręczanie złomów. W końcu koronacja króla polowania i pudlarzy…

A to dopiero początek! Po polowaniu wspólny posiłek, gwar rozmów i myśliwskie opowieści. Po pracy w miocie obiad smakował wybornie. Jednak jeszcze milszym akcentem było dla mnie to, że Honorowy Prezes Koła kol. Piotr Sikorski zaprosił mnie do stołu, zagadnął, wypytał, a na koniec przedstawił innym nemrodom Koła. Poczułem się szczególnie, doceniony, ale przede wszystkim jak u siebie… to uczucie towarzyszy mi za każdym razem.

[…]

Od kilku tygodni każdy dzień zaczynałem w jeden i ten sam sposób. Od sprawdzenia informacji, co z polowaniami zbiorowymi, a przede wszystkim z Hubertusem. Patrząc na to jak wyglądała sytuacja epidemiologiczna i w jaki sposób rząd wprowadzał kolejne ograniczenia wiedziałem, że to raczej zaklinanie rzeczywistości iż zbiorówki się odbędą, a przynajmniej te na początku sezonu. Jednak każdy dzień bez informacji o odwołaniu zbiorówek podsycał ten gaszony przez racjonalne podejście płomyk nadziei na spotkanie w Kniei.

Aż w końcu zobaczyłem na stronie dubeltówkę zawieszoną na kołku. Nie musiałem rozwijać komunikatu… wiedziałem, że polowania odwołane. Z obowiązku tylko sprawdziłem, czy straciliśmy cały sezon, czy jeszcze jakieś zmiany wchodzą w grę. Jednak smutek jaki mi towarzyszył sprawił, że hasło „do odwołania” nie zabrzmiało z nadzieją.

Przyznam, że nie wiem, czego najbardziej żałuję. Czy tego, że psy nie pójdą w miot. Czy może tego, że była szansa, aby na zbiórce pierwszy raz stanąć nie naprzeciw, ale w linii myśliwych. Z pewnością brak mi będzie spotkań z kolegami. A przede wszystkim rozmów z najstarszymi kolegami z Koła, od których chciałem chłonąć jego piękną historię. Chciałem, żeby przy okazji Hubertusa zacząć cykl rozmów z nemrodami i dzielić się tymi opowieściami z pozostałymi kolegami na stronie internetowej oraz w kronice… Miałem nadzieję, że namówię ich nie tylko do wspomnień, ale razem z nieocenionym i niedościgłym Jackiem Szczepankiem także do tłumaczenia naszego łowiska ze wszystkimi jego tajemnicami w formie wspomnieniowego słowniczka. A krótkie spotkania z Jackiem Farenholcem u Niego w domu i z Piotrem Sikorskim w Radostowie umocniło mnie w przekonaniu, jak wielką byłoby to dla nas młodych wartością i sztafetą pokoleń…

Cóż nie tracę nadziei, że los da nam się znowu spotkać – wszak Polowanie Wigilijne przed nami! A jeśli nie to znajdziemy okazję, by nasze drogi skrzyżowały się w łowisku!

Z okazji św. Huberta życzę wszystkim Darz Bór!

Jak nigdy zdrowia!

I do rychłego zobaczenia w kniei!

Paweł Błażewicz