Przy sadzeniu topinamburu – myśli nieuporządkowane

Tytuł poniższego tekstu nie jest przypadkowy. Co więcej ma on dla mnie wymiar wręcz symboliczny. Bo przy weekendowej pracy związanej z zagospodarowaniem poletka na Kusztale przyszedł mi do głowy tytuł „Przy obieraniu cebuli” i narzucił swoistą narrację…

[…]

„Przy obieraniu cebuli” to chyba najmniej znana książka Güntera Grassa. W pamięci fanów literatury gdański noblista zapadł przede wszystkim jako autor tzw. trylogii gdańskiej („Psie lata”, „Kot i mysz” i „Blaszany Bębenek”), a powszechnie znany jest jako autor tego ostatniego dzieła – i to raczej za sprawą świetnej ekranizacji w reżyserii Volkera Schlöndorffa.

Jednak „Przy obieraniu cebuli” to książka bez której nie można zrozumieć, wartego Nobla, fenomenu Grassa. W książce tej autor dokonał autobiograficznego obnażenia oraz pewnego rodzaju rozliczenia z przeszłością, która go ukształtowała. Bez przeczytania literackiej „spowiedzi” Grassa rozumienie jego twórczości nie jest pełne. Natomiast po zapoznaniu się z nią jej odbiór literatury twórcy ulega przewartościowaniu i redefinicji. Pamiętam, jak wielkie wrażenie wywarło na mnie nie tylko śmiałe rozliczenie się z przeszłością. Byłem wręcz oczarowany tym, w jaki sposób G. Grass był w stanie obierać cebulę swego życia – zdejmując warstwa po warstwie obnażając się nawet za cenę tego, że proces ten może doprowadzić do łez.

 

Zatem poniżej w kilku słowach chciałbym „obrać swoją weekendową cebulę” (a właściwie to nie obierać – a przepoławiać i nie cebulę – a topinambur)… Nie ważne jednak nazewnictwo, ale to co z kolegami po strzelbie udało się nam omówić przy okazji tak wyczekiwanego spotkania.

 

W ubiegłym tygodniu Instytut Analiz Środowiskowych opublikował na swoim facebookowym profilu bardzo ciekawą infografikę. Otóż informowała ona o tym, że 84% (TAK!) ankietowanych uznało, że nie zna osobiście żadnego myśliwego! I tu pojawia się pytanie, czy tak mocno się z tym kryjemy? Bo przecież patrząc na skład osobowy poszczególnych Kół, czy PZŁ jako całego stowarzyszenia jest to praktycznie niemożliwe, aby ich członkowie pozostawali w społecznej izolacji.

Jednak obok tej zaskakującej, a możne nawet zawstydzającej informacji grafika IAŚ niosła drugi pełen nadziei pozytywny przekaz. Otóż 71,5% osób, które zadeklarowały dobrą znajomość myśliwych wyrażały się przychylnie o łowiectwie.

Źródło: https://www.facebook.com/InstytutAnalizSrodowiskowych

Zestawienie to pokazuje niezbicie dwa zasadnicze problemy przed jakimi stoimy w dniu dzisiejszym. Fakt bycia myśliwym albo ukrywamy, albo traktujemy jako nadmiernie eksponowaną (konfrontacyjną) manifestację swoich poglądów. Oczywiście nie każdy może (często nie chcą tego pracodawcy) pokazywać się jako myśliwy lub może to prezentować w ograniczonym zakresie.

Jednak często nasze prezentowanie się w social mediach (które są chyba najpowszechniejszą formą autopromocji współczesnych) rozumiane jest w sposób jednowymiarowy: myśliwy z upolowanym trofeum i najlepiej najmodniejszym oprzyrządowaniem, które pomogło w jej pozyskaniu. Pół biedy, gdy zdjęcie jest przemyślane, nie atakuje ekranu „ciężką pracą myśliwego zaczynającą się po strzale”, ale stanowi estetyczną pamiątkę myśliwskiej przygody, gdzie szacunek dla strzelonego zwierza oddany jest przez jego należytą i zachowującą łowiecki obyczaj prezentacje. Niestety często nie mamy czasu na to, aby poświęcić te kilka minut, by pozyskanie zwierza zostało uwiecznione w odpowiedniej oprawie. Przecież te kilka minut nie zrobi nam różnicy, a nada nowy wymiar naszej pasji.

Zwróćmy jednak uwagę na to jak wiele jest też innych aspektów, w których nasza łowiecka aktywność może być prezentowana pięknie. Przecież łowiectwo to nie tylko polowaczka, która w formie indywidualnej lub zbiorowej kształtuje stan zwierzyny w dzierżawionych obwodach. Myślistwo to także cała gama innych aktywności i kontekstów, które tłumaczą to co i jak robimy, a przede wszystkim dlaczego, a przez to ułatwiają akceptację naszych pasji i zrozumienie roli społecznej.

 

Łowiectwo to nie tylko polowanie, ale także cały zestaw działań gospodarczych przyczyniających się do zachowania stanu zwierzyny i ukierunkowanych na poprawę stanu ich bytowania oraz rozwoju populacji. Przede wszystkim jednak to obszary, które mogą nam zaskarbić powszechne uznanie, gdyż mocno osadzone w codziennych i powszechnych zamiłowaniach „zwykłego Kowalskiego”.

Dwa przykłady z brzegu, które przychodzą mi do głowy jako pierwsze to kulinaria oraz kynologia. W tym pierwszym obszarze pierwsze kroki zostały już poczynione. Zaczęła się akcja promocji dziczyzny, która wciąż pozostaje niedocenionym mięsem. Nowy impuls do jej popularyzacji przez myśliwych mają być punkty sprzedaży bezpośredniej i to punkty, które sprzedać będą mogły dziczyznę w elementach tuszy, a nie całe tusze i to „w skórze”. Mam tylko nadzieję, że promowany przez związkowe góry pomysł przyniesie więcej dobrego niż papierologii i obowiązków.

Cieszę się przede wszystkim z tego, że w końcu gotowaniem dziczyzny zajęli się też kucharze-niemyśliwi. Dotychczasowa promocja myśliwskiej kuchni głównie w mediach myśliwskich nie dawała dodatkowego elementu popularyzatorskiego. Przecież programy łowieckie oglądają głownie myśliwi i sympatycy łowiectwa, a tych przecież o walorach i smaku dziczyzny nie trzeba przekonywać. Dlatego, gdy zobaczyłem odcinek o dziczyźnie z Tomkiem Jakubiakiem pomyślałem, że może nadszedł czas aby dziczyzna trafiała pod strzechy. A jest tego warta! Co więcej jej popularyzacja może przyczynić się do także do wzrostu cen w skupach, a co za tym idzie pozytywnego impulsu dla nadwyrężonych finansów kół. Przede wszystkim jednak pokazanie myśliwych jako „leśnych hodowców” może wpisać nas w proces pisanej smakiem historii z lasu na stół, a nie jako infantylnych morderców, którzy z pozyskanym zwierzem nie robią nic.

Równie pięknym aspektem pokazywania ludzkiej twarzy myśliwego jest konfrontowanie jej z pyskiem psa. Każdy myśliwy wie, jak pomocny w łowisku jest pies. A dla wielu z nas psy to nie tylko pomocnicy w łowach, ale też pasja i ulubieni domownicy. Dlatego też wykorzystujmy swoje psy, jako ambasadorów łowiectwa. Co najważniejsze dbajmy o naszych czworonożnych przyjaciół – ich kondycja i wygląd świadczy o naszym do nich podejściu. Chwalmy się ich umiejętnościami w łowisku i nadzwyczajnym eksterierem na wystawach (gdy mam nadzieję – niebawem wrócą).

Jeżeli ktoś był na wystawie psów z całą pewnością zauważył, że przy ringach jamników, terierów, wachtli i spanieli, wyżłów, czy gończych widać było „zielone wyspy” gromadzących się myśliwych. Czy może być lepsza wizytówka łowiectwa z ludzką twarzą? Przecież piękne psy budzą tylko pozytywne emocje, zachwycają tak dzieci jak dorosłych. A charakterystyczne łowieckie elementy w niemy sposób uzupełnią komunikat, że właścicielem psa jest myśliwy. Czy trzeba czegoś więcej? Moim zdaniem nie… No może tylko miłej zachęty do pogłaskania psa i poznania jego wyjątkowych cech.

 

Poza przytoczonymi wcześniej obszarami, gdzie możemy z bezkrwawy sposób promować łowiectwo i ocieplać wizerunek myśliwego pozostaje jeszcze pokazywanie naszej pozytywnej roli jako ludzi praktycznie i aktywnie prowadzących gospodarkę łowiecką. Sobotnie zagospodarowanie poletka Kuształy było tego najlepszym przykładem. Przecież po przejściu przez nasze łowisko ASF-u naszym celem jest przede wszystkim odbudowanie populacji dzika – tak ważnego dla gospodarki leśnej. Oczywiście nie będziemy ukrywać, że z czasem będziemy chcieli tę odradzającą się populację kształtować także w wyniku odstrzałów, ale w tej chwili naszym priorytetowym zadaniem jest przede wszystkim hodowla zwierzyny i odrodzenie jej populacji w obwodach KŁ Knieja Olsztyn.

Pamiętać należy, że sadzenie topinamburu nie ma wyłącznie celu „dziczego” a również „jeleniowy zimą i na przednówku”. Słodkawe bulwy po odpowiednim talerzowaniu poletka działają jak magnes na jeleniowate, ze swym naturalnym i bogatym we wszelkie składniki aromatem. Jego znaczenie jest godne uwagi i podkreślenia ze względów edukacyjno-promocyjnych t.j. wykazania, że sadzenie topinamburu na poletkach śródleśnych to również dowód na zrównoważone myślenie o gospodarce nie tylko łowieckiej ale gospodarce jako takiej – zatrzymanie zwierzyny w lasach zmniejsza bowiem szkody na polach rolników, zmniejsza pobieranie przez zwierzynę karmy „nawożonej” i „pryskanej” co podnosi stan zdrowotny populacji, podnosi jakość życia zwierza i jakość mięsa jakie z niego pozyskujemy. My myśliwi działamy zatem wielokierunkowo i dbamy o ekologię w praktyce, a nie teorii i medialnej histerii na pokaz !!! Bo czyż nie jest bardziej ekologicznym przejawem zadbanie o zdrowie zwierzyny w ich naturalnym środowisku, zatrzymując ją przed migracją do upraw wielkoobszarowych kukurydzy genetycznie modyfikowanej, zamiast przykuwać się łańcuchem do drzew lub maszyn w lesie z minami cierpienia medialnego pseudoekologa ? [przyp. redakcji]

 

Bardzo podobnie moglibyśmy mówić o roli myśliwych w przywróceniu polnym miedzom zajęcy (mógłbym napisać „kotów”, ale to zwyczajowe określenie szaraka przyniosło już wiele sytuacji konfliktowych). Przecież to praca myśliwych – inwentaryzowanie, dbałość o środowisko życia oraz redukcja drapieżników – pozwoliła na to, aby idąc polami raz na jakiś czas „filip wyskoczył z konopi”. Gospodarka łowiecka to praca na rzecz przyrody i jej równowagi skierowanej na rozwój populacji. Dlatego też odstrzał (redukcja) stanowi narzędzie w gospodarce nadpodaży. Jednak, gdy przychodzi czas niedoboru myśliwi z miejsca zmieniają się z regulatora pogłowia w hodowcę dokarmiając zwierzęta w trudnych okresach roku, czy uzupełniając ich bazę żerową w czasie odbudowania populacji.

Nie będę wspominał o roli myśliwych, jaką odgrywają w gospodarce rolnej oraz leśnej. Na to z całą pewnością przyjdzie czas. Dziś chciałbym, aby osoby z założenia zwalczające myśliwych zastanowiły się chwilę, w jaki sposób ich aktywność zachowała zająca, jakie działania podejmowały, by po pomorze ASF dziki znów były częścią lasów, a nie ciekawostką, a w końcu zapytać czy wiedzą, kto i w jaki sposób przyczynił się do obecności tak dostojnych jeleni…

Paweł Błażewicz

KŁ Knieja Olsztyn