Jeszcze nigdy nie czuć było takiego wytęsknienia za polowaniami zbiorowymi. W końcu w związku z pandemią przerwa od atmosfery zbiorówek trwała nie sezon, a dwa… Dlatego z każdym upływającym dniem wakacji narastało wyczekiwanie na pierwsze zbiorowe kaczki. Przecież dobrym kołowym zwyczajem było to, że na pierwszym zbiorowym polowaniu na pióro spotykaliśmy się w pierwszą sobotę po Matce Bożej Zielnej.
Wszystko było już ułożone, trzy razy zbiorowo na pióro: 22. sierpnia, 5. września i 10. października. Jednak pech chyba nie chciał nas opuścić – tuż przed początkiem sezonu przesunięto termin polowań na ptactwo z 15. sierpnia na 1. września.
Cóż! Dwa tygodnie przesunięcia, przy blisko dwóch sezonach, które przepadły brzmiały banalnie. Nas to w końcu nie zbawi, a kaczki podrosną i nikt nie będzie mówił, że strzelamy klapaki. Ważne, żeby w końcu myśliwska brać mogła ramię w ramię opolować okoliczne stawy i bajorka, ale przede wszystkim się spotkać, pogadać, pożartować i cieszyć wspólne spędzonym czasem.
Dostosowano zatem plan polowań do obowiązującego kalendarza polowań i ustalono, że myśliwi Kniei na zbiorowych kaczkowych polowaniach spotkają się 4. i 25. września.
Czwartego września jeszcze przed świtem Domek Wichrowski zaczął rozbrzmiewać odgłosami krzątaniny i wesołymi dźwiękami powitań. Przyznam, że nie do końca jestem w stanie stwierdzić, czy stało się tak z tego powodu, że pierwszym stawkiem była Babcia, które trzeba opolować jeszcze przed przybyciem wędkarzy, czy raczej myśliwi nie byli w stanie wysiedzieć w domach na myśl o wspólnej polowaczce. [Ja bez żadnego oporu przyznam, że należałem do tej drugiej grupy – red. P.Błażewicz].
Po odegraniu zbiórki, odprawie, zaprezentowaniu psów, które miały pomagać w polowaniu oraz wszystkich pomocników myśliwi ruszyli na pióro.
Babcia przywitała nas – jak zawsze – pięknie. Spowity poranną mgłą zbiornik oraz trawy obwieszone pajęczynami, na których niczym sznury pereł połyskiwała poranna rosa w promieniach wschodzącego słońca wyglądały wręcz bajecznie. Już ten widok był wystarczającą nagrodą. Babcia jednak nie zawiodła też jeżeli chodzi o kaczki. W pięknym anturażu poranka, psy wypłoszyły kaczki z trzcin. Pierwsze strzały. Pierwsze aporty. Pokot zapewniony…
Kolejne stawy witały piękną pogodą, babim latem, a niektóre nawet obecnością kaczek. Jednak nie to było tego dnia najważniejsze. Wszyscy cieszyli się tym, że ten sobotni ranek mogli spędzić razem, dzieląc się pasją i niesionymi wraz z nią przeżyciami na łonie przyrody… Rozmowom i żartom nie było końca. Dlatego też grupa dostarczycieli żywności po opolowaniu stawku koło Gajnicy postanowiła, że czas na śniadanie.
Z dwóch palet oraz góry piachu zmontowano naprędce stół, na którym pojawiły się pyszne kanapki z dziczyzną oraz niezrównana drożdżówka przygotowana przez Panią Trusiakową, można było także spróbować pierwszych tegorocznych pikli w octowych zalewach. A ponieważ dzień był bardzo ciepły można było spróbować Podpiwka lub bezalkoholowego Radlera. Przerwa na posiłek pokrzepiła ciało, a żarty i rozmowy zaspokoiły na chwilę głód spotkań w myśliwskiej kompanii.
Polowanie zakończyło się strzeleniem 13 kaczek. Ponieważ nasze koło hołduje tradycji myśliwi postarali się, by wypełnić porzekadło „jedna kaczka – jedna paczka”.
[…]Nikt nie wpadł na to, że pokot składający się z 13 kaczek może być złą wróżbą na kolejne polowanie na pióro. 25. września rano Domek Wichrowski znów rozbrzmiał gwarem myśliwych.
Sygnał na zbiórkę – bezpieczeństwo – odprawa i w pole…
Tradycyjnie zaczynamy od Babci, ale mimo mocnego bobrowania psów kaczek nie było. Szkoda… bo to pewne miejsce. I teraz czy to przez pechowy pokot z 13 kaczkami, a może któryś z myśliwych nie chwycił „na szczęście” żony za kolanko? A może przesunięcie sezonu polowań spowodowało, że kaczki, które spędzają u nas lato odleciały, a te północne jeszcze nie zleciały?
Ruszyliśmy na retencje w Kochanówce – przecież jak mawia kol. Zenek tam są zawsze „miliony kaczek”… Ale i tu pusto. Po dwóch kolejnych stawach, na którym ni puchu, nie pierza (dosłownie!). Padła decyzja wracamy na domek. A ponieważ to polowanie prowadził kol. Mariusz to pusty pokot osłodziła nam nie tylko pyszna – jak zawsze – ogniskowa, ale także pieczone w folii kaszaneczki z cebulką…
Słowem po ptakach… tych zbiorowych oczywiście. Indywidualnie na pióro polować będziemy przecież jeszcze jakiś czas. To były dwie różne polowaczki. Różniło je praktycznie wszystko: pogoda, efekty, a łączyło jedno – najważniejsze – było to cudowne spotkanie myśliwych w łowisku. Oby takich jak najwięcej i żeby nigdy nam tego nie zabrakło!
Darz Bór
red. P.Błażewicz
p.s. teraz czas na polowania na wieczornych zlotach, w których pamiętać trzeba, żeby nie upolować kucharki … [przyp. redakcji]