Święty Eustachy – patron myśliwych…
czy wzór do naśladowania?
Dzień po zdaniu przeze mnie ostatniego z łowieckich egzaminów przypadało wspomnienie jednego z patronów myśliwych – świętego Eustachego (20. września). Odebrałem to jako swoisty znak; dzień poświęcony św. Eustachemu otwierał nowy etap w moim życiu – etap piękny, ale też trudny i zobowiązujący…
Piękny, bo nie ma nic piękniejszego niż pobyt w łowisku – zwłaszcza z towarzyszami łowów i psami.
Trudny, gdyż łowiectwo w naszym kraju przeżywa problemy nie tylko związane z naciskami różnych lobby i grup interesów, ale trapione jest także własnymi wewnętrznymi problemami i konfliktami.
Zobowiązujący, ponieważ zaszczytne miano myśliwego to nie tylko prawo wykonywania polowania, ale przede wszystkim obowiązki wobec przyrody i kolegów, a także obowiązek bronienia własnych przekonań i łowiectwa…
Niech zatem przybliżenie postaci św. Eustachego będzie dla nas wszystkich przypomnieniem postawy, jaką zobowiązał się wykazywać każdy myśliwy.
Żywot św. Eustachego
Dziś za głównego patrona pasjonatów łowiectwa i jeździectwa uchodzi św. Hubert, którego wspomnienie przypada na zbliżający się dzień 3. listopada. Jednak niegdyś to właśnie wspomnienie św. Eustachego symbolicznie kończyło czas zbiorów i rozpoczynało okres polowań na wszelką zwierzynę.
Święty Eustachy żył w czasach cesarzy rzymskich Wespazjana i Tytusa. Pochodził z znamienitego rzymskiego rodu. Początkowo nosił imię Placyd, a karierę robił jako żołnierz legionów. Wyjątkowe męstwo, jakim odznaczył się w czasie wojny przeciw Dakom, doprowadziły go do godności dowódcy wojska.
Placyd-Eustachy cechował się niespotykaną wręcz sprawiedliwością, uczciwością i sumiennością. Poza służbą cesarzowi i życiem rodzinnym miał tylko jedną pasję… myślistwo. Pasji łowieckiej poświęcał praktycznie każdą wolną chwilę.
Pewnego dnia będąc na łowach Placyd-Eustachy ujrzał ślicznego jelenia i począł go ścigać. Pogoń trwała bardzo długo lecz zakończyła się niespodziewanie… W pewnym momencie jeleń zupełnie pozbawiony lęku stanął i zamiast kontynuować ucieczkę zwrócił się ku myśliwemu. Placyd-Eustachy korzystając z sytuacji, napiął łuk by w stronę jelenia wypuścić strzałę, ale w jednej chwili powstrzymał się, gdyż między tykami wieńca byka ujrzał dziwne światło. Po chwili okazało się, że ten blask to świecący krzyż. W momencie, gdy Placyd-Eustachy rozpoznał kształt z krzyża w wieńcu dobiegł głos, który powiedział: „Placydzie, czemu Mnie ścigasz? Jam jest Chrystus, którym za twoje i całego świata zbawienie umarł na krzyżu. Widziałem twe jałmużny i dobre uczynki. Wyszedłeś na łowy, a to Ja umyśliłem ciebie samego ułowić”.
Gdy Placyd-Eustachy usłyszał te słowa, padł na kolana i zawołał: „Panie, co chcesz, abym czynił”? Z krzyża dobiegł głos: „Wróć do miasta; idź do biskupa i ochrzcij się z rodziną. Potem wróć na to miejsca, a dowiesz się jak wziąć prawdziwe skarby”.
Placyd-Eustachy udał się do domu i opowiedział o wszystkim żonie. Ona natomiast powiedziała, że też miała widzenie i usłyszała, głos, który jej rozkazał: „Jutro z mężem i dziećmi przyjdź do Mnie”!
Zgodnie udali się do biskupa i gminy chrześcijańskiej. Przyjęli chrzest i całą noc poznawali prawdy wiary. Placyd na chrzcie przyjął imię Eustachy.
Rano jeszcze przed świtem Eustachy udał się do lasu na miejsce spotkania z jeleniem. Tam znów spotkał jelenia i usłyszał głos, który rzekł: „Błogosławionyś, żeś się przez chrzest się odrodziłeś. Bądź teraz jak Hiob, który wystawiony na pokusy i utrapienia wytrzymał próbę i otrzymał koronę niebieską. Oderwij przeto serce przyjemności tego świata, byś był bogatym w dobra wiekuiste. Nie bój się niczego, łaska Moja będzie z tobą. A teraz wybierz, czy cierpieć chcesz teraz, czy na końcu żywota”. Eustachy odrzekł: „Jeśli tak ma się stać, niech się stanie teraz”!
Kilka dni później Pan wystawił Eustachego na próbę. Zaraza zabrała mu wszystkie sługi, wilki zagryzły inwentarz, zaś dom Eustachego strawił ogień. Niezrażony Eustachy udał się do Egiptu, jednak nieuczciwy przewoźnik porwał jego żonę. Tam w czasie przeprawy jednego z jego synów porwał wilk, a drugiego lew. W akcie rozpaczy chciał się targnąć na własne życie, ale przypomniał sobie, że nie takiej ofiary chciał od niego Pan. Udał się więc na wieś i pracował jako parobek na roli.
W tym czasie cesarstwo zostało zaatakowane. Cesarz Trajan zdecydował prosić Placyda o pomoc w obronie kraju. Odnalazłszy już Eustachego pracującego na wsi cesarz powołał go do wojska. Eustachy poprowadził wojsko do zwycięstwa i obronił ojczyznę przed wrogiem. W czasie powrotu do Rzymu Eustachy zatrzymał się w karczmie, gdzie dwóch odważnych walczących u jego boku setników okazało się cudownie uratowanymi jego synami. W czasie kolejnego przystanku przy studni spotkali też kobietę, która okazała się żoną Eustachego sprzedaną uprzednio w niewolę.
Odnalazłszy rodzinę Eustachy ruszył do Rzymu. W tym jednak czasie cesarz Trajan zmarł, a jego miejsce zajął Hadrian. Nowy cesarz chciał wymóc, by Eustachy jako wódz wszedł do świątyni Jowisza i oddał cześć bóstwu składając ofiarę z jeńców. Gdy Eustachy odmówił i rzekł: „Ja wierzę w Chrystusa i Jemu samemu tylko składam ofiary”, cesarz polecił związać jego i jego rodzinę i w cyrku rzucić na pożarcie lwom. Wypuszczane kolejno przez pretorianów lwy, niedźwiedzie, rozjuszone byki na widok świętego stawały się łagodne jak baranki. Rozwścieczony cesarz widząc to kazał rozpalić piec w kształcie wołu i spalić tam całą rodzinę. Wrzuceni do rozpalonego pieca uklękli w szczerej modlitwie i tam oddali żywota – tak Eustachy, jak jego rodzina.
Gdy po trzech dniach ognia piec wygasł chciano go oczyścić z popiołu. Okazało się jednak, że ciała całej rodziny w modlitewnej formie pozostały nienaruszone.
Eustachy na dziś…
Wydawać się może, że ta średniowieczna legenda (dla wielu wręcz bajeczka) niewiele jest w stanie nas nauczyć… Nas myśliwych wyposażonych nie w włócznie i łuki, a śrutowe dubeltówki i kulowe repetiery; nas łowców dysponujących zaawansowaną optyką, nokto- i termowizją… czego???
No przecież nie tego, że w leśnych ostępach znajdziemy jelenia, w którego wieńcu znajdzie się świetlisty krzyż, z którego przemówi do nas Jezus. Nie powinno być dla nas też nauką, że siłą modlitwy spowodujemy, że dzikie zwierzęta staną się wobec nas łagodne jak baranki. Wiemy przecież, jak niebezpieczny może być szarżujący ranny dzik odyniec tnący szablą niczym prawdziwym orężem. Mamy świadomość jak potężna moc tkwi w rogujących bykach jelenia. Nie dla nas więc ta „bambizacja” tchnąca z części o męczeńskiej śmierci Eustachego i jego rodziny.
Cóż zatem z tej opowieści może być nauką dla dzisiejszego myśliwego?
Odpowiedź jest prosta: wierność wobec własnych przekonań oraz gotowość do podejmowania działań w ich obronie… czyli pozbycie się poczuci wstydu, że jesteśmy myśliwymi.
Przecież na początku łowieckiej drogi każdy z nas składał ślubowanie, w którym wybrzmiały słowa:
„Przystępując do grona polskich myśliwych ślubuję uroczyście:
przestrzegać sumiennie praw łowieckich,
postępować zgodnie z zasadami etyki łowieckiej,
zachowywać tradycje polskiego łowiectwa,
chronić przyrodę ojczystą,
dbać o dobre imię łowiectwa i godność polskiego myśliwego”
Dziś, gdy łowiectwo jest obiektem ataków nie tylko ze strony ekoterrorystów znających przyrodę z bajek Disneya i ulotek międzynarodowych organizacji lobbingowych, ale także cierpi przez wewnętrzne tarcia jeszcze mocniej powinniśmy zewrzeć szeregi i zgodnie, z dumą pokazywać rolę łowiectwa w zakresie kształtowania przyrody, ale także jako element systemu gospodarki rolnej i leśnej.
Przykład świętego Eustachego powinien nam przyświecać, gdy ktoś zagadnie nas o naszą „leśną aktywność”. Przecież jest tyle różnych obszarów łowiectwa, którymi moglibyśmy pokazać jaka jest nasza rola i obowiązki. Możemy promować etyczne łowiectwo oparte na wielowiekowych tradycjach, ale pełniące realną rolę w dzisiejszym świecie. Możemy pięknie się prezentować aktywnie uczestnicząc w życiu lokalnych społeczności, promować kuchnię opartą na dziczyźnie, pokazywać nasze psy i ich pracę. Możemy w końcu naszymi tradycjami pokazywać piękno naszej pasji i to, że jest to coś więcej niż krwawa rozrywka…
Święty Eustachy nie powiedziałby, że nie obchodzi go to, co dziś dzieje się z łowiectwem i jaka czeka je przyszłość. Postawiony przed próbą nie powiedziałby, że nawet jak obecny model upadnie to wykupi sobie odstrzał na wolnym rynku, że pojedzie na polowanie dewizowe, albo znajdzie przychylnego leśniczego w OHZ-cie. Oczywiście w wspomnianych formach nie ma nic złego – nie o to chodzi. Chodzi raczej o to, żeby obok tych form aktywności – za przykładem Eustachego – obronić tę część tradycji, etyki i dziedzictwa kulturowego, której kultywowanie obiecaliśmy składając ślubowanie…
Paweł Błażewicz