Staropolskie przysłowie mówi, że „gdy goły las nastaje, św. Hubert cały obiad daje…
Przyznam, że od lat nie mogę się nadziwić, jak pięknie, krótko, a jednocześnie precyzyjnie nasi przodkowie byli w stanie w przysłowiu opisać i nadejście jesieni i obfitość pełni sezonu łowieckiego i w tym wszystkim sprawstwo św. Huberta.
Bo mimo tego, że wysoki sezon łowiecki trwa już w najlepsze, to właśnie symbolika i wymowa wspomnienia św. Huberta patrona myśliwych i leśników (3.11) oraz związane z nim uroczyste łowy mają w sobie tę niewysłowioną magię otwarcia leśnego rogu obfitości, przemiany ku lepszemu i świadomości upływu czasu, w których niczym dwie sinusoidy przenikają się życie i śmierć, rozkwit i więdnięcie, stare i nowe życie…
[…]Mnie Hubertus zawsze nastraja do rozmyślań nad sensem, potrzebą i odpowiedzialnością naszego łowieckiego powołania. Często łapię się na tym, że idąc przez las, zasiadając na ambonie, czy uczestnicząc w uroczystych obchodach tego dnia zastanawiam się, czy… warto, a przede wszystkim, czy jestem gotów, by stać na straży słów i przekonań, których przysięgałem strzec składając myśliwskie ślubowanie. I dotyczy to zarówno obrony łowieckiej tradycji przed wciąż rosnącym antyłowieckim lobby, roli jaką myślistwo pełni dla aktywnej ochrony przyrody, ale przede wszystkim naszego myśliwskiego stosunku do praw i reguł, działań podejmowanych przez koła i związek oraz szacunku okazywanego przeszłości i tradycji, które są lepiszczem tych wszystkich elementów w jedno pojęcie ŁOWIECTWA.
Po sobotnich łowach jestem pewien, że zrobię wszystko co w mojej mocy by tak się stało, a w tej drodze nie będę sam… razem ze mną będą Koledzy i Zarząd KŁ Knieja Olsztyn…
Hubertowskie łowy w naszym kole odbyły się w sobotę 5. listopada i przyznam szczerze, że nie ma nic piękniejszego i wznioślejszego, niż ten dzień, w którym pierwszy raz w sezonie – wspólnie, zgodnie i uroczyście ruszamy do lasu, by polować na grubego zwierza.
Tym razem pogoda nie zachęcała do łowów – siąpił deszcz, a niebo zaciągnięte było granatowo-szarymi chmurami. Jednak energia myśliwych i ich dobry humor w ciągu całego dnia przepędził deszczowe chmury i pozwolił zakończyć nasze polowanie w promieniach jesiennego słońca.
Poranny gwar przygotowań przerwał sygnał „zbiórka myśliwych”. Na jego dźwięki na odprawę stawiło się ponad 40. Myśliwych oraz ponad dwadzieścia osób pracujących w miocie wspomaganych przez blisko 10. psów.
Kniejowe Hubertowiny rozpoczęły się od powitania wszystkich uczestników polowania oraz odegrania – przez niezawodnych kołowych sygnalistów Jarka Parola i Krzysztofa Krila – sygnału „powitanie”.
Był to też moment, w którym minutą ciszy i chwilą zadumy oddaliśmy cześć tym wszystkim, których spotkaliśmy na naszej myśliwskiej drodze, a których już z nami nie ma…
towarzyszy łowów – którzy ratowali nam skórę,
nemrodów – którzy dzielili się z nami wiedzą,
czy najbliższych – którzy żegnali nas życząc „połamania” i cierpliwie czekali na nasz szczęśliwy powrót do domu…
Oddając im cześć i otaczając pamięcią poprosiliśmy kolegę Jacka Farenholca, który w ostatnim czasie pożegnał Żonę, aby to On zapalił znicz pamięci i ustawił go przy Hubertowskiej Kapliczce naszego Koła.
Chwila była podniosła, a myśli zgromadzonych biegły do tych, których już z nami nie ma, a których brak wciąż pozostawia lukę w naszych sercach. Na koniec głos zabrał też kolega Jacek Farenholc. Podziękował za słowa wsparcia oraz obecność członków Koła w ostatniej drodze Żony. Przyznał, że w związku z Jej chorobą wiele razy był bliski decyzji o rezygnacji z łowiectwa, jednak wciąż odwodzili go od tego koledzy po strzelbie. Dodał też, że gdy zobaczył napis na szarfie na kwiatach od kolegów z Koła zrozumiał, że nie członkowie Olsztyńskiej Kniei nie pozostawią go w potrzebie, zatem i on zobowiązuje się do wytrwania przy łowiectwie…
[I niech trwa to jak najdłużej, bo pasja, kultura, a przede wszystkim wiedza i umiejętności naszych nemrodów – takich jak kol. Jacek – są dla nas młodszych myśliwych bezcennym skarbem i niewyczerpanym źródłem, z którego chcemy czerpać całymi garściami- PB]. […]Prawdziwe Hubertowiny, czyli myśliwska uroczystość ku czci św. Huberta, tradycyjnie składają się z trzech zasadniczych i równoważnych elementów: oddania czci św. Hubertowi – przez mszę świętą lub modlitwę, wspólne uroczyste łowy, a kończyć się winny wspólną myśliwską biesiadą.
Czyniąc zatem zadość tym wymogom rozpoczęliśmy wypełnianie naszego myśliwskiego obowiązku.
Przystępując do oddania czci naszemu patronowi Prezes Koła – kolega Jacek Szczepanek przypomniał, że składając ślubowanie staliśmy się rycerzami Świętego Huberta. Jest on dany myśliwym za wzór, gdyż tak jak był oddany swej myśliwskiej pasji, tak napomniany przez znak białego jelenia z krzyżem umieszczonym między tykami wieńca pokazał, że zawsze umiał dokonać dobrego wyboru kierując się szlachetnością i rozumem. Dlatego w tym szczególnym dniu wspominając nasze ślubowania myśliwskie i my winniśmy zawierzyć się opiece świętego patrona.
O odczytanie modlitwy zawierzenia poprosił jednego z prowadzących polowanie nemroda naszego Kola, a także emerytowanego Nadleśniczego Nadleśnictwa Wichrowo kolegę Aleksandra Sawczuka, któremu pod nieobecność duchownego przypadła palma starszeństwa…
Kolega Aleksander zawierzył uczestników polowania, ale także innych członków koła oraz jego przyjaciół słowami, które warto w tym miejscu przytoczyć:
„Św. Hubercie patronie lasów i gór, który prowadzisz nas przez puszcze, bory i leśne ostępy, wysłuchaj mojej prośby…
Wyjednaj myśliwym u Pana obfitość urodzaju, by lasy i pola były dla zwierza i ptactwa pokarmem, schronieniem i domem. Kieruj naszymi krokami na leśnych ścieżynach, otwieraj oczy mej duszy, bym widział piękno Twojego królestwa i mógł być godnym stróżem przecudnej matki-przyrody. Pomóż zachować dla przyszłych pokoleń ten cud Bożego stworzenia. Bądź przy mnie w każdej chwili, bym całą piersią wdychał balsam Bożych leków.
Uchwyć także moją strzelbę, bym pamiętał, że będąc królem stworzenia, mogę czuć się tylko jej włodarzem, a nie panem…
Dzięki niech Ci będą św. Hubercie! I prowadź nas!”
Amen.
Po zawierzeniu się opiece św. Huberta przystąpiliśmy do drugiego elementu Hubertowin, czyli polowania. Prowadzący omówili zasady bezpieczeństwa oraz postępowania w czasie polowania, a Łowczy poinformował o gatunkach na jakie będziemy polować. Po tym fakcie nastąpiło losowanie stanowisk oraz wręczenie planu sytuacyjnego całego miotu. Chwilę po tym przy dźwiękach „apelu na łowy” myśliwi zajęli miejsca w samochodach, które dowiozły ich do łowiska.
Polowaliśmy ze zwyżek tzw. metodą szwedzką. Niestety w moim przypadku św. Hubert nie podarzył nawet zobaczeniem zwierza. Jedyne żywe istoty jakie miałem okazję dojrzeć (poza mną i moim jamnikiem) to pracujący w miocie naganiacze oraz psy. Jednak nie o to w hubertowskich łowach chodzi, by coś strzelić, ale by doświadczać. Wszak nic nie może się równać z czasem spędzonym w lesie z przyjaciółmi. Spokojny o wynik polowania byłem tym bardziej, że w pewnym momencie ciszę i leniwy szum kniei przeplatany dźwiękami padającego deszczu przerwała kanonada… Niestety po czasie okazało się, że to polujący w sąsiednim obwodzie przyjaciele z KŁ Wrzos w Lidzbarku Warmińskim strzelali do lisa, by i Ich hubertowski pokot nie był pusty.
Po zakończeniu polowania zwózka myśliwych przebiegała równie sprawnie, jak ich rozwiezienie na stanowiska. Co przystanek paki busów rozbrzmiewały coraz głośniejszym gwarem myśliwych, którzy mimo mizernego efektu byli zadowoleni z łowów. Ba! Nawet im „większe numerki” wsiadały na pakę tym więcej informacji o zwierzu się pojawiało… Można było usłyszeć – a to o widzianym zającu, a to o rogaczach, a to bykach jelenia (na te tego dnia nie polowaliśmy). W finale pojawiły się nawet informacje o tym, że w miocie były łanie z cielakami, ale nie było sposobności by oddać do nich strzał… może to św. Hubert dawał znak, aby tego dnia nie ciągnąć za spust.
Zakończenie polowania było tyle uroczyste, co szybkie. Brak strzałów oznaczał nie tylko brak czczących pozyskanego zwierza i dających mu sposobność do pożegnania się z knieją sygnałów pokotowych. Z tych samych przyczyn nie wyłoniono „trzech króli” naszego polowania (przypadające im nagrody przypadł tego dnia gościom).
Na zakończenie z niezrównanym pięknem wybrzmiał uroczysty sygnał „Darz Bór”, a po nim… ten najbardziej wyczekiwany „na posiłek”, który oznaczał dopełnienie hubertowskiej triady, czyli myśliwską biesiadę.
Jednak w przypadku naszego Koła nim biesiada myśliwych wybuchła wesołym gwarem w blasku ogniska pozostał jeden szczególny obowiązek, którego dopełnienie od 15. lat jest naszą Kniejową hubertowską tradycją. Otóż od 2007 roku gromadząc się w Hubertowiny wspominamy postać szczególną dla naszego koła – Eugeniusza Sawczuka jednego z członków założycieli KŁ Knieja Olsztyn, a przede wszystkim przez blisko 40 lat Nadleśniczego z Wichrowa, którego ciężka praca uczyniła miejsce gdzie polujemy jednym z najpiękniejszych i najobfitszych w okręgu.
Dlatego tuż po uroczystym zakończeniu polowania reprezentacja Koła w składzie: Piotr Sikorski – honorowy prezes Koła, Jacek Szczepanek – Prezes Koła, Aleksander Sawczuk – syn E. Sawczuka, Jacek Farenholc oraz moja skromna osoba udała się pod tzw. Kamień Sawczuka, by jak co roku uczcić pamięć niezwykłego człowieka w miejscu na jego cześć nazwanym „Uroczyskiem nad Rzeką Czarną im. Eugeniusza Sawczuka”.
Stając w tym miejscu – już po raz 15. – mogliśmy wspomnieć tę niezwykłą postać, tak zasłużoną miejsca, gdzie mamy sposobność realizować nasze łowieckie pasje i razem z leśnikami brać współodpowiedzialność za las, który nie tylko odziedziczyliśmy od naszych przodków, ale także zaciągnęliśmy jako pożyczkę od kolejnych pokoleń.
Niezwykle wzruszającym momentem był czas, gdy w leśnej ciszy drzew, które nieustannie zmieniają teren byłego poligonu w las ci, którzy kolegę Eugeniusza znali mogli go wspomnieć, a nam którzy nie mieli okazji Go poznać, ale czujemy Jego obecność w pięknie Wichrowskich Lasów przekazać obowiązek wiecznej pamięci o Nadleśniczym Sawczuku. Stojąc w tym szczególnymi miejscu mogliśmy usłyszeć wspomnienia syna – Olka, którego ojciec nauczył zarówno miłości do lasu, jak łowiectwa. Mogliśmy wsłuchać się w opowieści Kolegów Piotra i Jacka – którzy wspomnieli Go, nie tylko jako kolegę po strzelbie i doskonałego myśliwego, ale przede wszystkim człowieka o niezwykłej charyzmie.
Mając zaszczyt uczestniczenia w tej niezwykłej chwili poczułem, że moje hubertowskie rozmyślania właśnie zyskały jasną odpowiedź, która wyryła się w moim sercu niczym wykuty w granicie napis. Zrozumiałem, że to jak będziemy postrzegani jako jednostkowi myśliwi, ale także myśliwska społeczność zależy tylko od nas! A za przykład mamy nie tylko św. Huberta, czy Eustachego, ale także naszych zmarłych kolegów kołach – jak w przypadku Olsztyńskiej Kniei Eugeniusza Sawczuka. Ba! Mamy też kolejne szanse są wśród nas bowiem Nemrodzi, z których wiedzy, doświadczenia i wspomnień możemy czerpać pełnymi garściami…
A na zakończenie z okazji wspomnienia św. Huberta życzymy wszystkim Myśliwym łowieckich sukcesów i niezmąconej miłości do lasu, która w pamięci kolegów pozostawi pomnik trwalszy niż ze spiżu… Niech Wasz pomnik zbudowany z dobrych wspomnień, pielęgnowania tradycji, etyki i szlachetności, którą, na wzór św. Huberta, wpajali w naszą pamięć nasi starsi koledzy… trwa wiecznie! Darz Bór!
Paweł Błażewicz
Didaskalia dla potomnych
EUGENIUSZ SAWCZUK – wieloletni zasłużony członek KŁ Knieja Olsztyn – honorowy jego członek. Człowiek, który ukochał las; leśnik z powołania i zawodu – nieprzerwanie przez 39 lat Nadleśniczy Nadleśnictwa Wichrowo. Przede wszystkim jednak niezapomniany myśliwy, towarzysz łowów i wspaniały człowiek.
Urodził się w 1928 roku w Łopatyniu (dzisiejsza Ukraina). W roku 1943, zaledwie dwa lata po ukończeniu szkoły podstawowej, został wysłany przez okupanta na roboty przymusowe do Rawy Ruskiej. Po siedmiu miesiącach robót zbiegł w rodzinne strony, gdzie ukrywał się do końca II wojny. Po wojnie kontynuował naukę i rozpoczął pracę jako leśnik. Najpierw w Nadleśnictwie Braniewo, a następnie Wichrowo. W 1956 roku uzyskał tytuł magistra inżyniera leśnictwa na Uniwersytecie Jagiellońskim. Nadleśnictwem Wichrowo zarządzał nieprzerwanie w latach 1955-1994, gdy przeszedł na zasłużoną emeryturę. Jego wieloletnia praca przyczyniła się do stworzenia w Nadleśnictwie Wichrowo wzorowego kompleksu leśnego. Miłość do lasu dzielił miedzy pracę leśnika i łowiecką pasję, którą realizował w KŁ Knieja Olsztyn.
Zmarł 16. listopada 2006 roku.
OSTĘP NAD CZARNĄ RZEKĄ IM. EUGENIUSZA SAWCZUKA
Decyzją Walnego Zgromadzenia Członków Koła Łowieckiego Knieja w Olsztynie dnia 5. maja 2007 roku przyjęto uchwałę, aby ulubione miejsce polowań zmarłego rok wcześniej Eugeniusza Sawczuka – honorowego członka koła i emerytowanego Nadleśniczego Nadleśnictwa Olsztyn nazwać „Leśnym ostępem nad Rzeką Czarną im. Eugeniusza Sawczuka”.
Miejsce to wybrano nieprzypadkowo, stanowiło bowiem przestrzeń Jego szczególnych dokonań leśnych i łowieckich. To Jego wieloletnia wytężona praca pozwoliła by w miejscu byłego poligonu urządzić piękny las, w którym licznie bytuje rozmaita zwierzyna.
Sposobnością, aby członkowie Koła Łowieckiego Knieja Olsztyn mogli oddać hołd Zmarłemu i w sposób uroczysty nadać imię Ostępowi nad Czarną Rzeką Eugeniusza Sawczuka było uroczyste Polowanie Hubertowskie, które miało miejsce 10. listopada 2007 roku.
Uroczystego odsłonięcia pamiątkowego obelisku oraz oficjalnego nadania nazwy uroczysku dokonał w czasie pierwszego pozaregulaminowego miotu Hubertusa 2007 Dariusz Zalewski – ówczesny Łowczy Okręgowy, a towarzyszyli mu członkowie założyciele Koła: Bronisław Sałuda – honorowy członek i Piotr Sikorski – honorowy prezes oraz ówczesny Prezes Koła – Stanisław Wysocki.
Honorowymi uczestnikami tego wydarzania byli także członkowie rodziny Eugeniusza Sawczuka oraz osoby zachowujący o Nim pamięć.